środa, 24 października 2012

Odnaleźć obraz "Hołd Ruski"!

Wyjeżdżając wczoraj do Tarnowa zauważyłem z autobusu, w pobliżu Urzędu Wojewódzkiego, plakat dotyczący Hołdu Ruskiego. Dziś specjalnie tam podszedłem, by dowiedzieć się, że inscenizacja hołdu odbyła się w... ostatnich dniach września. Jak to się stało, że przegapiłem wydarzenie? Jak to się stało, że Stowarzyszenie „Młodzież dla Rzeczpospolitej”, które przysyła mi różnorodne informacje nie powiadomiło mnie o tym wydarzeniu, choć było jego organizatorem...? Tak jednak zdarza się w moim życiu, że gdy pojawia się jakaś informacja w ciągu kilku dni następuje jej uzupełnienie, nawet jeśli specjalnie tych informacji nie poszukuję. Tym razem wystarczyło kilka godzin, bo po odebraniu z redakcji ostatniego numeru „Źródła” znalazłem z nim krótką informacje o tym wydarzeniu, a przy okazji o samym wydarzeniu sprzed lat i wreszcie dokładną datę dzienną – 29 październik 1612 r., a więc za kilka dni będzie dokładnie 400 rocznica hołdu! Ciekawe, czy ktokolwiek podejmie się obchodów tej okrągłej rocznicy? Ale to nie wszystko! Oto zamieszczono też informację, że Jan Matejko namalował to wydarzenie, tak, jak słynny i wszystkim znany Hołd Pruski. Z tym, że obecnie nikt nie wie kto jest w posiadaniu tego obrazu, choć prawdopodobnie został ukryty w magazynach któregoś muzeum państwowych i nie ma odważnego, by go stamtąd wyjąć! Może więc warto w taki sposób uczcić 4-setną rocznicę hołdu cara Szujskiego i odnaleźć oraz upublicznić obraz?

środa, 10 czerwca 2009

Smutna rocznica wydarzenia sprzed lat

13 czerwca mija 65 lat od dnia, gdy przywódca konspiracyjnych struktur Stronnictwa Demokratycznego i oficer BIP AK, Jerzy Makowiecki i jego żona Zofia zostali porwani i zabici pod Warszawą, w okolicach wsi Górce. Tego samego dnia uzbrojeni mężczyźni, Polacy, wdarli się do mieszkania innego pracownika Wydziału Informacji BIP, historyka Ludwika Widerszala, jednego ze współzałożycieli Stronnictwa Demokratycznego i zastrzelili go na oczach ciężarnej żony. Kilka dni później dwoje innych pracowników BIP – profesor Marceli Handelsman i Halina Krahelska (też konspiracyjni działacze SD) – zostało wydanych w ręce gestapo.
Sprawa nie jest jasna, gdyż o ile wiadomo, że morderstw dokonała specjalna grupa do wykonywania wyroków w imieniu polskiego państwa podziemnego, to nikt dotąd nie był w stanie wskazać mocodawców tych wyroków. W okresie PRL raczej wstydliwie o tych wydarzeniach milczano, jako przejawie polskiej wewnętrznej walki politycznej, a postępowano na tyle niekonsekwentnie, że o ile na tablicy pamiątkowej w budynku przy ul. Chmielnej, wymieniona jest Zofia Makowiecka, jako ofiara okupacji, to dla jej męża już na tablicy zabrakło miejsca. Po latach do sprawy wrócili młodzi, prawicowi historycy, wydający kwartalnik „Glaukopis”, którzy postanowili udowodnić, że… zbrodnia ta była w pełni uzasadniona! - Otóż Sebastian Bojemski w swym artykule „Likwidacja Widerszala i Makowieckich, czyli Janusz Marszalec widzi drzewa nie widzi lasu” zamieszczonym w 9 – 10 numerze „Glaukopisu”, nie wahając się mieszać pojęć i doświadczeń z całkowicie różnych okresów historycznych, twierdził, że uzasadnieniem ma być kryptokomunistyczny charakter Stronnictwa Demokratycznego. By jednak to udowodnić autor miesza tak różne pojęcia, jak doświadczenia hiszpańskiej wojny domowej i historii Stronnictwa Demokratycznego w okresie PRL, utożsamia pojęcie lewicowości, którym charakteryzowało się przedwojenne SD z popularnym dziś pojęciem lewicowości, które dla wielu jednoznaczne jest z komunizmem.
Nie bardzo też wiadomo w oparciu o jakie podstawy autor pisze, że „przedwojenne SD było pomostem między ‘postępowością’ a komunizmem” i logikę rozumowania, która pozwala historykowi użyć następującego sformułowania: „...szerszego kontekstu, który przecież nadał likwidacji – epizodowi w walce polsko-komunistycznej – pewną specyficzną dynamikę oraz barwę.” Trudno już w ogóle zrozumieć.
Kwestię morderstwa, bo tak to trzeba jednak nazywać, zabójstwo Makowieckich i Widerszala, można będzie rozpatrywać w innym świetle dopiero wówczas, gdy historycy znajdą dokumenty wskazujące rzeczywistych mocodawców tej zbrodni. Niestety, jak dotąd, ani Bojemski, ani Marszalec, nie mówiąc o historykach zajmujących się tym problemem wcześniej, jak choćby Władysław Bartoszewski, który znał osobiście Makowieckich, nie potrafili wskazać inspiratorów tej zbrodni.
Polemizując z tekstem w „Glaukopisie”, którego redakcja, choć do tego się zobowiązała, nie odważyła się opublikować mojej polemiki, zaproponowałem może i nienaukową metodę z punktu widzenia metodologii badań historyka, ale znaną w kryminalistyce, czyli polegającą na szukaniu inspiratorów wśród tych, którzy odnieśli z tej śmierci największe korzyści. – Otóż twierdzę, że zamordowanie Jerzego Makowieckiego, przywódcę podziemnych struktur Stronnictwa Demokratycznego i szefa BIP AK w czerwcu 1944 r. było na rękę przede wszystkim polskim komunistom, którzy wraz z armią sowiecką byli już na terytorium Polski i nie mogli nawiązać współpracy z konspiracyjnymi strukturami SD na wyzwalanych spod okupacji hitlerowskich terenach. Zabójstwo Makowieckiego umożliwiło im zainstalowanie, jako przywódcę wychodzących z konspiracji struktur SD, złamanego przez NKWD, Wincentego Rzymowskiego.
Przypisanie tego morderstwa skrajnej prawicy oparte jest na domysłach, i mógł to być wymyślony z premedytacją mylny trop, który pojawia się obecnie u wszystkich, którzy biorą się za badanie tych zdarzeń. Tymczasem jeśliby inspiratorów znaleziono w ruchu komunistycznym, to należałoby to uznać za podwójny sukces PPR, która za jednym zamachem dezorganizowała, i to cudzymi rękami, zarówno kierownictwo BIP, jak i SD. Wysuwając oskarżenia o inspiracje tego mordu przeciwko skrajnej prawicy na długie lata wprowadzono śledztwo w ślepy zaułek, podczas, gdy prawdziwy wróg – moskiewska agentura, silnie zakonspirowana w szeregach Delegatury i AK pozostała nie wykryta (choć historycy przyznają, że istniała!), czekając cierpliwie na przybycie armii sowieckiej, by raz jeszcze uderzyć w podziemne struktury państwa polskiego, a przy tym i w ludzi Stronnictwa Demokratycznego.
Warto bowiem pamiętać, że konspiracyjne struktury Stronnictwa Demokratycznego były w tym czasie nadal reprezentowane w Radzie Jedności Narodowej (konspiracyjnym parlamencie, wiernym rządowi londyńskiemu), a ich członkowie zostali aresztowani przez NKWD w 1945 r. i byli sądzeni i skazani w tzw. procesie 16-tu, w Moskwie. Po odbyciu wyroków w moskiewskim więzieniu, tacy ludzie, jak Eugeniusz Czarnowski wrócili do kraju i nadal włączyli się w działalność Stronnictwa Demokratycznego, uczestnicząc w pracach władz naczelnych.
Takie są fakty o Stronnictwie Demokratycznym tamtych czasów. Fakty, z których pan Bojemski wybiera to, co mu jest wygodniejsze i woli antycypować obraz SD z lat 50. XX wieku na obraz Stronnictwa z lat 30. Trzeba wyjątkowo złej woli, by w lewicowości przedwojennego SD dopatrywać się inspiracji komunistycznych lub też nie mieć pojęcia o rzeczywistości tamtego okresu. Trzeba nie mieć zupełnego rozeznania nastrojów na ziemiach okupowanych, by dyskusje na temat zmian w przyszłej armii polskiej i w przyszłym kraju interpretować jako wykonywanie dyrektyw Moskwy, czy Kominternu (tezę tę powtarza obecnie także Wojciech Muszyński, redaktor naczelny „Glaukopisu w niedawnym artykule w „Rzeczpospolitej”) - Jak w takim razie interpretować działania rządu emigracyjnego eliminujące z życia politycznego na emigracji i w kraju wszelkie ruchy związane z obozem sanacyjnym? Czy to była też inspiracja Moskwy?
Ale trzeba też mieć wyjątkowe poczucie moralności, by w brutalnym morderstwie (przypominam, że Widerszala zabito na oczach ciężarnej żony) dopatrywać się „kolorytu ubarwiającego i dynamizującego walkę polityczną”!
Od ukazania się pierwszego tekstu na ten temat w „Glaukopisie” minęło już blisko dwa lata, a jego redaktorzy nie posunęli się w swych badaniach historycznych nawet o krok. Wciąż jednak powtarzają swe tezy o słuszności zamordowania kryptokomunistów z BIP AK z uporem popularyzując je przy każdej okazji!
Adam Zyzman

czwartek, 4 czerwca 2009

4 czerwca 1989

4 czerwca 1989 przeszedł do historii Polski jako symbol zwycięstwa demokracji.
Przedstawiam Waszej uwadze tekst dokumentujący rolę Stronnictwa Demokratycznego - w tamtym czasie, w tamtej sytuacji. Materiały były zbierane w 2004 roku - pięć lat temu - piętnaście lat po wyborach, w których Stronnictwo Demokratyczne miało swój udział. Tekst został ponownie opracowany w maju 2009.

To było 20 lat temu

17 sierpnia 1989 r. powołano do życia nową koalicję rządową, która była milowym krokiem w likwidacji ustroju komunistycznego w naszym kraju. Tego dnia po raz pierwszy od 45 lat przywódcy ugrupowań, wybranych do parlamentu w drodze w miarę demokratycznych wyborów, samodzielnie uzgodnili powstanie takiej koalicji, która pozbawiała monopolu władzy, będących od 45 lat u władzy, komunistów. Do porozumienia tego doszło bez ingerencji jakichkolwiek sił zewnętrznych, bez presji stacjonujących na polskim terytorium obcych wojsk (mimo, że takowe w tym czasie stacjonowały) i przy powszechnej akceptacji polskiego społeczeństwa. 17 sierpnia 1989 r., Lech Wałęsa, przewodniczący NSZZ Solidarność, Roman Malinowski, prezes ZSL oraz Jerzy Jóźwiak, przewodniczący Stronnictwa Demokratycznego podpisali porozumienie o powołaniu nowej koalicji rządowej, która umożliwiła powstanie rządu, na czele którego niebawem stanął Tadeusz Mazowiecki.
W ciągu minionych lat na temat wydarzeń z 1989 roku powiedziano wiele mądrych i niezbyt poważnych słów. Nikt jednak jak dotąd nie kwestionował doniosłości tego właśnie wydarzenia, które z pewnością było krokiem uczynionym w przyszłość, co do której nie wiedzieliśmy do końca co też może nam przynieść. Ci którzy pamiętają tamte wydarzenia, bo w nich uczestniczyli, pamiętają z pewnością rolę naszego Stronnictwa, które rozpoczęło rozmowy z Solidarnością. Ci, którzy byli tylko obserwatorami, pamiętają z pewnością obawy i ostrożność z jaką postępowano zarówno przy tworzeniu nowej koalicji, jak i nowego rządu, np. pozostawiając tzw. resorty siłowe w rękach... odsuwanych od władzy komunistów - nikt wszak nie wiedział, jak zachowają się nasi ówcześni „sojusznicy”, których armia stacjonowała na polskiej ziemi. Ten proces tworzenia naprawdę suwerennego rządu polskiego trwał nie kilka tygodni, a kilka miesięcy, gdyż ostatni ministrowie reprezentujący PZPR odeszli z rządu już po czechosłowackiej aksamitnej rewolucji i obaleniu muru berlińskiego.
Nie kwestionujemy ocen, że bez powstania „Solidarności” w 1980 r. i bez okrągłego stołu w 1989 r. nie wiadomo jak potoczyłaby się historia państw Europy Środkowej i kiedy „wybiłyby się” one na niepodległość. Ale warto też pamiętać, że bez wzniesionych rąk Wałęsy, Malinowskiego i Jóźwiaka w geście sukcesu i przyjaźni, matematyka parlamentarna nie dawałaby możliwości powstania rządu z niekomunistycznym premierem, chyba że doszłoby do zawarcia porozumienia miedzy PZPR i Obywatelskim Klubem Parlamentarnym. A warto pamiętać, że takie rozwiązanie było przez niektóre osoby z kierownictwa OKP, poważnie brane pod uwagę.
Gdy 12 września 1989 roku doszło powołania przez Sejm rządu Tadeusza Mazowieckiego istotną rolę w nim odgrywali ministrowie wywodzący się właśnie ze Stronnictwa Demokratycznego. Oczywiście najważniejszą funkcję wśród reprezentantów SD w tym rządzie pełnił, nie żyjący już dziś prof. Jan Janowski, który był jednocześnie wicepremierem i szefem Urzędu Postępu Naukowo-Technicznego i Wdrożeń. Swą wysoką pozycję w rządzie zawdzięczał m.in. roli, jaką odegrał w czasie rozmów przy Okrągłym Stole. Pozostali członkowie tego historycznego rządu reprezentujący Stronnictwo Demokratyczne, to Marek Kucharski, obecny sekretarz Stronnictwa i Aleksander Mackiewicz, były przewodniczący naszej partii.
Jak wyglądało to tworzenie owego historycznego rządu oraz uczestnictwo w nim zapytałem uczestników tamtych wydarzeń, tj. oprócz wymienionych już, także Andrzeja Lewińskiego, szefa Wydziału Organizacyjnego SD w tamtym czasie i aktywnego uczestnika większości rozmów i negocjacji:

Redakcja: Czy pamiętacie Panowie okoliczności tworzenia rządu Tadeusza Mazowieckiego?

Jerzy Jóźwiak: Podstawy zaistnienia tej koalicji stworzone zostały w czasie mojej rozmowy z przewodniczącym Lechem Wałęsą na Zamku Królewskim w Warszawie, już 16 maja 1989 r. W jej następstwie postanowiliśmy kontynuować wzajemne kontakty wyznaczając do rozmów Lecha Kaczyńskiego i Tadeusza Rymszewicza. Propozycja Lecha Wałęsy z dnia 7 sierpnia powołania rządu w oparciu o koalicję OKP, ZSL, SD, wynikała z realnej oceny sytuacji politycznej i miała swoje uzasadnienie w faktach, a przez Prezydium CK SD została zaakceptowana już w dniu 9 sierpnia. Następnego dnia w siedzibie SD w Warszawie spotkali się Tadeusz Rymszewicz – sekretarz i członek Prezydium Centralnego Komitetu i Jarosław Kaczyński, by sprecyzować ramy polityczne nowej koalicji. W ciągu kilku dni stworzono warunki do podpisania oświadczenia i zawarcia porozumienia o powołaniu przez Obywatelski Klub Parlamentarny, Stronnictwo Demokratyczne i Zjednoczone Stronnictwo Ludowe rządu. W czasie rozmów, w siedzibie naszego Stronnictwa, Lech Wałęsa zaproponował następujące kandydatury na premiera: Tadeusz Mazowiecki, Bronisław Geremek i Jacek Kuroń. Uznałem, że najlepszym kandydatem będzie T. Mazowiecki i z tą kandydaturą poszliśmy w godzinach popołudniowych 17 sierpnia do prezydenta Wojciecha Jaruzelskiego.
Oczywiście to radykalne i szybkie powołanie nowej koalicji nie odbyło się bez nacisków i pretensji ze strony PZPR, które zarzucało naszemu Stronnictwu zdradę i złamanie postanowień Okrągłego Stołu. Natomiast trzeba przyznać, że dokonany wówczas zwrot polityczny i powołanie rządu Tadeusza Mazowieckiego nie spotkały się z negatywną opinią ze strony ZSRR. Stały się za to impulsem do zmian w pozostałych państwach ówczesnego obozu zwanego socjalistycznym, zmierzających do zmiany ustroju politycznego. Uwidoczniło się to w październiku tego samego roku przy obalaniu muru berlińskiego i w listopadzie w aksamitnej rewolucji w Czechosłowacji.

Andrzej Lewiński: Po wyborach do Parlamentu, które odbyły się 4 czerwca 1989 r. nastąpiła sytuacja, w której dotychczasowy hegemon polityczny, czyli PZPR posiadał nadal większość parlamentarną, ale tylko wspólnie z ZSL i SD. To sprawiło, że rola naszego Stronnictwa niepomiernie wzrosła w stosunku do tego, co działo się przez kilkadziesiąt poprzednich lat. W Stronnictwie rozmowy polityczne prowadzone były głównie przez następujące osoby: przewodniczącego Jerzego Jóźwiaka, wiceprzewodniczącego, Tadeusza Rymszewicza, kierownika Wydziału Organizacyjnego, czyli mnie oraz posłów Tadeusza Bienia i Tadeusza Dziubę. Około 10 lipca przyszła od Leszka Kaczyńskiego, wiceprzewodniczącego Komisji Krajowej NSZZ „Solidarność” propozycja nawiązania stałych kontaktów „w celu wymiany poglądów na bieżące sprawy polityczne, parlamentarne i społeczne”. „Solidarność” miał reprezentować Grzegorz Bierecki, kierownik pionu ds. kontaktów z organizacjami samorządowymi i politycznymi. Z ramienia SD pełnomocnictwo do tych kontaktów uzyskałem ja. Większość naszych spotkań odbywała się w kawiarni „Alhambra” przy Al. Jerozolimskich. Czasami Grzegorzowi Biereckiemu towarzyszył ktoś z Komisji Krajowej. Ja natomiast z każdego spotkania zdawałem relację kierownictwu SD, a omawialiśmy to głównie z Tadeuszem Rymszewiczem i Tadeuszem Bieniem.
W piątek około 15 lipca otrzymałem informację telefoniczną, że Leszek Kaczyński zaprasza na ważne rozmowy. Spotkanie odbyło się wieczorem tego samego dnia w jego mieszkaniu w Sopocie. Ze strony SD uczestniczyli w tym spotkaniu Tadeusz Rymszewicz, Tadeusz Bień i ja. W jego trakcie padło konkretne pytanie, czy SD jest gotowe wejść w nową koalicje w celu utworzenia rządu. Na razie nie było jeszcze mowy o konkretnym nazwisku ewentualnego premiera. Wyraziliśmy wstępnie akceptację takiego rozwiązania zastrzegając się jednak, że decyzję muszą podjąć właściwe organy Stronnictwa. W poniedziałek przedstawiliśmy tę propozycję przewodniczącemu Jerzemu Jóźwiakowi. Zaraz też rozpoczęły się rozmowy, w których ze strony Komisji Krajowej brał również udział Jarosław Kaczyński. Rozmowy te były nieraz gorące i nie obeszło się bez kryzysów, tym bardziej, że zarówno w kierownictwie SD, jak i w naszym Klubie Parlamentarnym byli przeciwnicy zawiązania koalicji z „Solidarnością”. Padały nawet argumenty, że zawiązanie takiej koalicji to „zdrada stanu”.
Wiem też, że w tym samym czasie były też prowadzone rozmowy w sprawie powierzenia misji utworzenia rządu Romanowi Malinowskiemu, przewodniczącemu ZSL, z którym to ugrupowaniem Komisja Krajowa prowadziła osobne rozmowy. Na czele grupy prowadzącej rozmowy z ich strony stał Bogdan Królewski, będący wówczas sekretarzem Naczelnego Komitetu ZSL.
Ostatecznie organy naszego Stronnictwa podjęły odpowiednie uchwały i nastąpiło przygotowywanie odpowiedniego porozumienia. Ważne było całonocne spotkanie odbywające się przy ul. Chmielnej poświęcone ustaleniu ostatecznego tekstu porozumienia. Po jego zakończeniu powstał problem kto zawiezie ten dokument Wałęsie, by się z nim zapoznał. Sprawa została ostatecznie rozwiązana przez kierowcę z PKS Gdańsk – Oliwa. Lech Wałęsa zwrócił uwagę, że zaproponowane sformułowania sugerują, że koalicja może być zawiązana dopiero po „ustaniu misji rządu Kiszczaka”, podczas, gdy on zaproponował stwierdzenie o „ustaniu misji Kiszczaka”. To niby szczegół, ale z jednej strony można było interpretować, że wpierw musi dojść do powstania rządu Kiszczaka i jego niepowodzenia, a z drugiej strony przeciwko zmianom w tekście wystąpili przewodniczący zarówno SD, jak ZSL. Doszło do zawieszenia rozmów i wyjazdu Lecha Wałęsy z Warszawy. Stanowcze stanowisko naszej grupy doprowadziło jednak, do tego, że SD przyjęło proponowany przez KK zapis i doszło do ostatecznego podpisania porozumienia przez Lecha Wałęsę, Jerzego Jóźwiaka i Romana Malinowskiego. Aktu tego dokonano w jednym z pałacyków w Łazienkach. Organizatorem wszystkich spotkań było SD, a roboczo zajmowałem się tym ja, jako kierownik Wydziału Organizacyjnego.

Redakcja: Na ile Stronnictwo Demokratyczne było aktywne przy tworzeniu nowej koalicji i gabinetu Tadeusza Mazowieckiego? Czy to my decydowaliśmy o tym, jakie resorty nas interesują, czy też braliśmy to, co nam dawano?

Andrzej Lewiński: Po uroczystym zawiązaniu koalicji Tadeusz Mazowiecki desygnowany na premiera rozpoczął konsultacje z partiami politycznymi. Był to czwartek, gdy dowiedzieliśmy się, że te konsultacje rozpoczyna od PZPR. Przewodniczący Jerzy Jóźwiak wykazał wielką determinację i po naszych interwencjach u Lecha Wałęsy konsultacje rozpoczęto od SD. Do siedziby Stronnictwa przyjechał T. Mazowiecki z Jackiem Ambroziakiem. Już w pierwszych minutach spotkania zadzwonił Lech Wałęsa prosząc o rozmowę z Mazowieckim. Zostawiliśmy Mazowieckiego samego, ale jak później sam ją relacjonował dotyczyła ona głównie prestiżu nowych sojuszników, tj. SD i ZSL. Dalsze rozmowy prowadzone sam na sam między Jóźwiakiem i Mazowieckim dotyczyły głównie konstrukcji nowego rządu i udziału w nim Stronnictwa Demokratycznego. Ja z Jackiem Ambroziakiem, który był już przewidziany na Szefa Urzędu Rady Ministrów, spacerowaliśmy po uliczkach przed siedzibą przy ul. Chmielnej i omawialiśmy treść notatki dla prasy. Rozmowa Premiera z Przewodniczącym trwała ok. 30 min.
Po zakończeniu konsultacji w krótkim czasie Stronnictwo zgłosiło swoich kandydatów do rządu. Najwięcej problemów było z kandydaturą Aleksandra Mackiewicza na stanowisko Ministra Rynku Wewnętrznego, przeciwko któremu, według moich informacji protestowała grupa posłów z kręgów świeckich działaczy kościelnych, a głównie Andrzej Wielowieyski. Stanowcze działanie naszego kierownictwa sprawiło, że wszystkie nasze decyzje były w pełni suwerenne i nikt nam nie narzucał rozwiązań personalnych. Pewnych problemów przysporzyło też obsadzenie Ministerstwa Łączności, które tradycyjnie od lat przypadało Stronnictwu. Były minister Majewski wskazał nam fachowca i praktyka, zastępcę dyrektora Okręgu Poczty i Telekomunikacji w Łodzi, Marka Kucharskiego. Kolejne nocne rozmowy i konsultacje pozwoliły nam następnego dnia zgłosić tę kandydaturę. Nie było natomiast żadnych problemów z naszą propozycją na wicepremiera, czyli z kandydaturą prof. Jana Janowskiego. Uważam, że pozycja SD w tym okresie była najsilniejsza w całej kilkudziesięcioletniej historii.

Redakcja: Czy w nowym rządzie nasi ministrowie byli traktowani, jak partnerzy, bez których nie doszłoby do utworzenia tego rządu w ogóle i do historycznego przełomu politycznego, czy też jako pozostałość starego systemu?

Aleksander Mackiewicz: Udział SD w rządzie T. Mazowieckiego wynikał z czystej arytmetyki sejmowej. Po prostu nasza obecność w ówczesnym rządzie była konieczna.

Marek Kucharski: Z mojego punktu widzenia był to rząd w większości złożony z indywidualności. Mieliśmy poczucie ogromnej odpowiedzialności jaka wynikała z uczestnictwa w pierwszym suwerennym polskim rządzie. Miałem świadomość, że jest to efekt działalności wielomilionowego robotniczego ruchu „Solidarność”. Z pewnym niepokojem obserwowałem czy z tego ruchu nie wyłoni się ugrupowanie lewicowe, choć miałem świadomość wielkości „Solidarności” wynikającej z tego, że w ruchu tym działali ludzie o różnych poglądach, od skrajnych nacjonalistów po skrajnych lewicowców.
Polska w tym czasie była gospodarczo i społecznie zdruzgotana. Większość członków tego rządu była świadoma potrzeby ogromnej pracy, aby stan ten uległ zmianie. Społeczne oczekiwanie zmian było odczuwane na każdym kroku zarówno w Polsce jak i zagranicą.

Redakcja: Jak wejście naszych ministrów do nowego rządu i współtworzenie nowego systemu politycznego było odbierane wśród członków Stronnictwa Demokratycznego, inaczej mówiąc, czy była w Stronnictwie opozycja niechętna temu rozwiązaniu?

Aleksander Mackiewicz: Po pierwszym okresie euforii politycznej, która wynikała ze zmiany ustroju państwa w wyniku reform, które wprowadził rząd Tadeusza Mazowieckiego, zwanym „planem Balcerowicza”, w Stronnictwie dość szybko powstała silna opozycja w stosunku do przemian gospodarczych, które następowały w kraju, co w poważnym stopniu również osłabiało pozycję ministrów w rządzie Tadeusza Mazowieckiego.

Marek Kucharski: Nie odczuwałem żadnej wewnętrznej opozycji /wewnątrz SD/ wobec udziału SD w sprawowaniu władzy. Do Sejmu RP weszło wtedy 27 posłów z SD i był to bardzo aktywny klub poselski i ważna część władzy ustawodawczej. Na początku sprawowania władzy odnosiłem wrażenie, że udział członków SD w współtworzeniu nowego systemu politycznego i nowego systemu gospodarczego był powodem do satysfakcji, że uczestniczymy w czymś co nie miało się prawa zdarzyć – PZPR oddaje władzę - a jednocześnie było zerwaniem przez SD etykiety sojusznika PZPR.

Jerzy Jóźwiak: Uważam, że porozumienie Solidarność – ZSL – SD podpisane przez Lecha Wałęsę, Romana Malinowskiego i mnie w dniu 17 sierpnia 1989 roku, w komentarzach prasowych, jakie ukazują się z okazji kolejnych rocznic tego wydarzenia, jest wyraźnie niedoceniane, a w opiniach niektórych polityków nawet lekceważone. Tymczasem należy pamiętać, że złamało ono ustalenia Okrągłego Stołu o dochodzeniu do pełnej demokracji w Polsce przez okres 4 lat i stworzyło warunki do powołania niekomunistycznego rządu, co było wówczas szokiem dla Europy i świata.
Nie przeceniając dziś decyzji Lecha Wałęsy, Romana Malinowskiego i mojej sprzed 20 lat, ani nie pomniejszając jej roli, warto zaznaczyć, że wydarzenie to skróciło Polsce o blisko 4 lata proces dochodzenia do ustroju demokratycznego, w porównaniu z tym co było przewidziane w umowie Okrągłego Stołu, nie mówiąc o innych reformach, szczególnie gospodarczych, które ten rząd zaczął natychmiast wprowadzać.
Wypowiedzi zebrał i opracował: Adam Zyzman

Rozmówcy

Jerzy Jóźwiak - szef Stronnictwa Demokratycznego w latach 1989-90, współsygnatariusz koalicji "Solidarność" - Stronnictwo Demokratyczne - Zjednoczone Stronnictwo Ludowe
Marek Kucharski - minister w rządzie Tadeusza Mazowieckiego, obecnie sekretarz generalny Stronnictwa Demokratycznego
Andrzej Lewiński - członek ścisłego kierownictwa Stronnictwa Demokratycznego w 1989, następnie dyrektor generalny w Ministerstwie Rynku Wewnętrznego, obecnie nie uczestniczy w działalności politycznej
Aleksander Mackiewicz - minister w rządzie Tadeusza Mazowieckiego, szef Stronnictwa Demokratycznego w latach 1990-91